czwartek, 7 kwietnia 2011

Wzdęcia

   Latem. Karmię króliki, a Julek (5 lat) jak zwykle klepie. Przy okazji „bawimy się” w Harrego Pottera. Mój wkład do zabawy, ze względu na targanie skrzynki ze skoszoną trawą i kubełka  z ziarnem, ogranicza się do posapywania, o przepraszam – potakiwania w odpowiednich momentach. Nie na długo jednak.
   „Hermiona” – zwraca się do mnie Julek konspiracyjnym tonem- „Ja to bez przerwy jestem chory, mam katar i wzdęcia. Katar to mi przeszedł dopiero latem.” – i dalej na tym samym wdechu: -„Mamusiu, a co to są wzdęcia?”
   Trudno silić się na elokwencję,  gdy upał sprawia, że ma się ochotę tylko na to, by gdzieś się zaszyć w cieniu ze szklanką czegoś chłodnego do picia, a poza tym, co tu kryć, momentami traci się wątek w tym ciągłym jego gadaniu. Muszę się przyznać, że palnęłam bez zastanowienia:
   „To wtedy, jak się ma duży brzuch”.
   „Mamusiu, a tatuś ma wzdęcia?”
   Ręce mi opadły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz