czwartek, 31 marca 2011

Szkoła nie dla ogrodnika

   Gdy zbliżał się moment, że Julek miał iść do zerówki, kategorycznie odmówił rozpoczęcia edukacji.
   Oświecił nas przy tym, że zamierza zostać ogrodnikiem, więc nie musi iść do szkoły. Był niepocieszony, gdy wyprowadziliśmy go z błędu co do faktu, że ogrodnicy jednak muszą zdobyć wykształcenie.

środa, 30 marca 2011

Trening czyni mistrza

   Julek zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że nie wymawia wszystkiego jak należy. Jego wymowa dla nas zrozumiała, dla osób postronnych być może była denerwująca. W każdym bądź razie wujek Andrzej dla żartu podpuścił go, by ćwiczył wypowiadanie „R” na przykładzie historii, którą mu podpowiedział. Za  pierwszym razem nic z tego nie wyszło. Za drugim i kolejnym zresztą też, ale Julek się zawziął. Wieczorem, leżąc w łóżku, poinformował mnie , że zamierza sobie ćwiczyć. Utwierdziłam go w tym postanowieniu, a jakże, i zajęłam się swoimi sprawami. Niebawem usłyszałam dochodzące z jego pokoju mamrotanie:
-„Klól Kalol kupił klólowej Kalolinie kolale kololu kolalowego…”

wtorek, 22 marca 2011

Zestaw Głośnomówiący

Julek (4 lata, 7 m-cy) bez przerwy klepie. Dziób mu sie po prostu nie zamyka. Ciągle szuka towarzystwa, z którym (jak powiada) mógłby pogawędzić. Jest mu obojętne, czy to będziemy my, dziadki, czy sąsiadka, o ile się takowa napatoczy. Czasem jest to, trzeba przyznać, denerwujące, ale też budzi uśmiech na twarzy zwłaszcza, że często palnie coś tak śmiesznego, że można boki zrywać. Na przykład ostatnio, przy śniadaniu zaproponował ni z tego, ni z owego:
   -"Możecie mnie nazywać Zestaw Głośnomówiący".

wtorek, 8 marca 2011

Konkretna odpowiedź

   Wysłałam Julka  (4,5 roku) na górę do dziadków, żeby im zaniósł sałatkę w salaterce. Upomniałam go, żeby szedł ostrożnie, żeby mu nie wypadła z rąk. Nie minęła chwila, a on wraca z niewyraźną miną mającą się lada chwila zmienić w podkówkę i mówi:
   -Spadłem ze schodów i się udezyłem!"
   Oczywiście było mi go żal, ale też miałam przed oczami wizję sałatki rozpryśniętej na schodach i ścianach. Nie mówiąc już o skorupach ze salaterki. Więc pytam:
   -A kiedy to się stało, jak wchodziłeś na górę, czy schodziłeś w dół?"
  Odpowiedział mi rzeczowo:
   -"No, po plostu, jak spadałem!"

niedziela, 6 marca 2011

Polska w Unii

Rozmawialiśmy z Julkiem na temat wejścia Polski do Unii Europejskiej, o wspólnej walucie i możliwości swobodnego podróżowania po Europie (był to marzec 2004, a Julek miał 4 lata z hakiem). Tak podsumował naszą rozmowę:
  -"Jak już wejdziemy do Unii, to będziemy mogli jechać na wczasy do Hiszpanii, albo do Zawiercia!"

Słowotwórca

Julkowi (wtenczas 4 lata i 4 m-ce) udało się coś zrobić, z czego był szczególnie dumny. Nie pamiętam już, o co chodziło, ale swoje działania podsumował mówiąc do taty:
  -No widzis, jaki jestem sukcesny?!

wtorek, 1 marca 2011

Na jagody

  Julek miał jakieś 2,5 roku, kiedy wybrałam się z nim i moją mamą do lasu na jagody. Było ich zatrzęsienie, chciałoby się je wszystkie zebrać, a tu małemu co rusz się nudzi i trzeba go jakoś zabawiać. Wpadłam w pewnym momencie na "super pomysł", żeby mu dać do oglądania gąsienicę, którą wypatrzyłam na gałązce - taką niedużą, zieloną, niewłochatą.
  Jestem biologiem i żadne z moich dzieci nie boi się specjalnie, ani nie brzydzi zwierząt, bez względu na to czy mają oślizłe ciało, czy może jakoś szczególnie dużo nóg. Julek był zachwycony. A ja mogłam się oddać temu, po co do lasu przyjechałam.
  W pewnym momencie coś mnie tknęło. Za długo było cicho. Każdy, kto ma dzieci zdaje sobie sprawę, że jest to nader niepokojący objaw. Ogarnęłam spojrzeniem sytuację. Nie było "maskotki".
-Julciu, a gdzie jest gąsienica?
  Cisza.
 W zasadzie mogłam podejrzewać, że mu po prostu spadła. Drążyłam jednak temat.
-No, gdzie masz gąsieniczkę?
  Po pewnym czasie palec podniósł się do góry. Nie zaskoczyłam od razu. A potem opadła mi szczęka ze zdumienia.
  Mały wpakował sobie gąsienicę do... nosa. Oczami wyobraźni widziałam przerażone zwierzę, jak brnie do nasady nosa, a laryngolog przy pomocy kleszczy usiłuje wyciągnąć je na światło dzienne. Wśród sosenek raczej trudno jednak napatoczyć się na lekarza specjalistę, jak tu więc samemu skłonić larwę do wyjścia na zewnątrz?
  Tylko bez paniki!
  Na szczęście Julek umiał porządnie smarkać w chusteczkę. Gąsienica cała i zdrowa, choć cokolwiek klejąca opuściła jego kinol. A mnie odechciało się zbierania jagód.