środa, 9 lutego 2011

MAKABRRRA

Wybierałam się z dziećmi na dwór (Julek 4 lata, Adaś 5 miesięcy), babcia przyszła mi pomóc, bo szło raczej opornie (niemowlęta przypominają czasem  ośmiornice, aż dziw bierze, że mają tylko po 4 kończyny, kiedy próbuje się je wsadzić w kombinezon, sprawa wydaje się z góry przegrana). Zatem przyszła babcia i przy ubieraniu zajmowała Julka rozmową:
"Z ilu osób składa się wasza rodzina?"
"Cztery: mamusia, ja, Adaś, no i tatuś."
"A ile jest dzieci u was w rodzinie?"
"Dwa. "
"No, a kto jest najmłodszy?"
"Adaś."
"A potem?"
"Ja."
"A potem?"
"Mamusia."
"A kto jest najstarszy?"
"Tatuś."
"A skąd ty to wiesz?"
"No, bo tatuś jest największy."
"No, ale patrz, Julciu, jak to jest - ja jestem starsza od dziadziusia, a to on jest ode mnie większy."
"No bo ty się już kurczysz, żebyś się do trumny zmieściła."

Muszę tu nadmienić gwoli wyjaśnienia i usprawiedliwienia mojego piewrworodnego, że teściowa sama jest sobie winna, bo przy lada okazji, rozwodziiła się nad tym , co to się nie stanie, jak jej zabraknie i w dosyć obrazowy sposób przedstawiała Julkowi informacje na temat śmierci - zwłaszcza, że mieliśmy niedawno pogrzeby w rodzinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz